Londyn po królewsku
Ten mój tydzień był jakiś cichy. Miałam dużo pracy, ale raczej związanej z planowaniem, kreatywnością i innymi działaniami firmy niezwiązanymi z rozmowami z ludźmi. W piątek pojechałam do stolicy na kolejne spotkanie z jedną z organizacji pozarządowych sponsorowanych przez rodzinę królewską, więc dostałam pokój w Clarence House – pałacu książecym. Trochę trudno mi się odnaleźć w tym królewsich klimatach! W okolicach Bożego Narodzenia zaproszono mnie na małe zakupy (też dla wsparcia ich działalności charytatwnej) w samym mieszkaniu rodziny księcia i jakoś czułam się jakbym się nagle obudziła w średniowieczu. Arrasy na ścianach, piękne meble i sztuka w każdym wolnym kącie budynku, wszystko ciemne, ciężkie, ciepłe….i tylko zdjęcie rodziny, chłopców i oczywiście ślubu przypominały mi, że to “tu i teraz”. Jedyne odniesienie jakie ja jako Polka mogłam wtedy mieć to spacer po zamku w Łańcucie, gdyz w jego okolicy dorastałam…
Więc wpiątek powiedziano mi, iż książe jest w budynku, więc są zaostrzone zasady bezpieczeństwa (choć ja mogłam już przejść się po całej okolicy sama). To ciekawe jak takie rozmowy o jego obecności są pewnego rodzaju wydarzeniem – tak jak my rozmawiamy dziś o śniegu, tak pracownicy Clarence House rozmawiają o rodzinie królewskiej. Po raz kolejny poczułam się…niezręcznie. No nie wiem jak się do tego ustosunkować. Jakoś cholernie czuję się jak w książce Jane Austin, Woolf i innych tutejszych klasyków razem wziętych. A sam wystrój kompleksu królewskiego nie pomaga pozbyć się tych skojarzeń. Właściwie część Londynu – kilka małych uliczek – ograniczona jest bramami ochronnymi, więc idąc do Clarence House człowiek wchodzi przez brame do bardziej cichego, czystego (nie ma tak ani jednego kosza na recyling, roweru, czy innych oznak “życia codziennego”) i bardzo wiktoriańskiego mini-Londynu. To dość magiczne, a co za tym idzie trochę nierealne przeżycie. Rozmowa o mediach społecznościowych, Facebooku i blogach jakoś zupełnie do tego nie pasuje.
I jak już doszłam do wyznaczonego pokoju okazało się, iż był on kiedyś prywatną sypialnią, więc jest bardzo ciepły, domowy – zupełnie nie przypomina miejsca spotkań firmowych! Zrobiłam fotke z okna zastanawiając się, jaki widok mają członkowie rodziny królewskiej, kto też kiedyś wyglądał z tego okna i jak się powinnam do tego odnieść?
Zdecydowałam jednak skupić się na teraźniejszości i normalności całej tej sytuacji. Domyślam się, iż życie księcia jest bardzo ciekawe, ale też pełne obowiązków i ostro zaplanowanej rutyny – nie wiem, czy sama pisałabym się na taki zawód! A co gorsza oni nie za bardzo mają wybór! OK, może jestem idealistką, ale jakoś wolę myśleć o moim synku, który ma piękny widok z okna na ogród, może usmiechać się do kogo chce, może ubierać się w koszulkę z Angry Birds, a przed wszystkim ma mamę, która wywalczyła mu odrobinę rodzinnego szczęścia a nie wspomnienie przepięknej księżniczki, która zginęła w niewyjasnionych (a przynajmniej podejrzanych okolicznościach) i wszyscy wiedzą, że nie, nie była szczęśliwa w swej królewskiej roli.
Jakie to życie jest dziwne…