Pierwszy klient
Zakończyłam pracę z pierwszym klientem. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich pracy (piszę bezosobowo, bo nie mogę nawet płci wspominać), ich szczerości i zaufania. To niesamowite, jak ludzcy się stajemy w spotkaniu ze śmiercią. Nauczyłam się prawdziwego piękna pracy w terapii i wiem już, że bardzo mi taka praca odpowiada. Wszystkie moje negatywne, ale też i pozytywne doświadczenia, bardzo mi się teraz przydają.
W miedzyczasie przestałam też brać nowych klientów w przerwie letniej. W życiu prywatnym doświadczyłam innej wersji śmierci – tej, w której nawet na jej progu są ludzie, którzy w ogóle się nie zmieniają. Nie na dobre…
A więc jestem prywatnie ale i profesjonalnie bardziej wyedukowana na temat naszych różnych perspektyw na śmieć. A co za tym idzie coraz bardziej szanuję swoje życie i to co mam. Nauczyła się dbać o siebie w taki sposób, aby umieć pomóc innym. Wcale nei jest to takie proste – czasami trzeba umieć powiedzić nie, czasami trzeba ruszyć dupę nawet jak już nie mamy siły. Wstawanie wcześnie rano w soboty czasem było trudne. Dojazdy do Oksfordu gługie (6h na 50 min sesji) i kosztowne. Ale warto, jeżeli ludzie to szanują. Warto.
(Na zdjęciu okno pokoju, w którym mieliśmy sesje – takie śliczne!)