POLSKI

  • POLSKI

    Nadal smutno

    …ale razem. Przez lata Brexitu było smutno mi i samotnie, ale teraz jakoś jest cieplej, bo wszyscy się pocieszami. Glupio mówić, że jak smutno razem to lepiej no ale jest jakoś lżej, bo wiemy, z czym walczymy i robimy to razem. Już teraz nie ma znaczenia narodowość, pochodzenie, klasa czy płeć. Każdy człowiek człowiekiem.

    Szkoda tylko, że takiej poważnej choroby trzeba aby ludziom się ludzkość przypomniała.

    Photo by Sergey Shmidt on Unsplash

  • POLSKI

    Smutno, ale tak na spokojnie

    No i wyszliśmy. Lokalnie wszyscy teraz cierpią, no ale ja jestem zawsze wychorowana na zapas, więc mój okres żałoby się kończy. Cztery lata bólu, bardzo ostrych problemów zdrowotnych, 25% nadwagi, nieprzespanych nocy w obawie o przyszłość i bardzo taktycznego planowania kariery.

    Najtrudniejsze w tym wstepneym okresie Brexitu były rozmowy z dzieckiem. Może wyjedziemy, ale jeszcze nie wiadomo. On chciał do dziadków we Włoszech, ale my nie. Znajomi wyjechali, inni cierpią.

    Ale na przeprowadzkę jest jeszcze za wcześnie. Rasizm, który w Królestwie teraz dominuje w centralnej narracji, jest obecny w całej Europie. Był obecny zawsze. Czeka tylko, aby się obudzić.

    Natomiast tutaj, na Wyspach, w cieplejszych okolicach, jest on widoczny, więc łatwiej się z nim jakoś walczy – można jeszcze pogonić, zadzwonić na policję, uciszyć.

    No ale jest bardzo smutno i Brytyjczycy bardzo cierpią. No nie dziwię się. Pusto, zimno i ciemno w sercach. Oficjalna żałoba dla mnie się kończy, dla nich zaczyna. Ale jesteśmy tutaj razem, więc uzbrajam się w ciepło.

    Będzię ono nam wszystkim bardzo potrzebne.

    Photo by Fabrice Villard on Unsplash

  • POLSKI

    Nowy rok, tak na spokojnie

    W pracy jest tak styczniowo – wszyscy chyba jesteśmy zasypani mailami i nowymi zadaniami. Choć u mnie to tak raczej spokojnie ponieważ cały kres świąteczny przesiedziałam przed komputerem kończąc prace uniwersyteckie. Spodziewałam się, że będę miała na studiach dużo roboty, no ale jakoś się rozpisałam. Po tygodniu klepania w klawiaturę bolały mnie dłonie, łokcie no i dupa… No ale jest. Skończyłam. A ponieważ siedziałam praktycznie bez przerwy to teraz mam w pracy problem – rozpędziłam się i wszystko szybko kończę. To ciekawe, jak nasze ciało i mózg nabiera rozpędu i nawet trudny emocjonalnie tydzień mnie nie zwolnił (Urodziny, rocznica śmierci Taty, Urodziny męża – czyli wszystko na raz). No ale pod koniec miesiąca idę na urlop, aby faktycznie odpocząć. Ja lubię odpoczywać jak wszyscy są w pacy, więc bardzo mi to w tym miesiącu się dobrze poukładało.

    Powyższy obrazek dostałam od nastolatki z mojej rodziny, więc bardzo się ucieszyłam. Właśnie podsumowuję 12 tygodni pracy nad moim kreatywnym blokiem spowodowanym Brexitem i wychodzę powoli z dołka ciszy i obserwacji, więc taki śliczny obrazek bardzo mi się przyda. Jest mi teraz faktycznie bardzo ciepło, bezpiecznie i spokojnie. Moi znajomi mają teraz trudny okres, a koniec miesiąca to już też będzię stresujący, ale ponieważ ja pracuję w trendach i jakoś zawsze wcześniej wszysko przeżywam, już mi nawet złość przeszła. Spokojnie, ciepło skupiam się na pracy i budowie nowej marki. Nie ignoruję wydarzeń, ale już je sobie dobrze w głowie poukładałam, więc jest mi lżej. Zobaczymy, co przyniesie wiosna.

  • POLSKI

    Lekko

    Pisanie jest nadal jednak trochę trudne. Trzy lata bez codziennego wypowiadania się na sieci, tutaj na blogu i ogólnie wszędzie sprawiło, że się po prostu odzwyczaiłam. W dzieciństwie wolałam pisać po angielsku – pisanie w obcym, nie lokalnym języku byłą reakcją na trudną codzienność. Dzisiaj jest podobnie. Odnajduję się lepiej w polskim, choć nadal piszę powoli. 


    Brytyjska rzeczywistość jest trudna. Rasizm wyłazi porami a nie po to tutaj przyjechałam – chciałam uchronić dziecko od rasizmu a nie nim nasączyć. Trudno już wiadomości czytać. Trudno znaleźć zrównoważone media. Trudno też wypowiadać się bez ataków ludzi, z którymi spędzałam codzienność. Brystol jest nadal kochany ale też się zaczyna zmienić – rasizm wyłazi, wycieka, kisi się. Powoli mamy ochotę szukać nowego domu i sama myśl o tym jest lekka, miła. Skoro wyspa dołączyła do całego kontynentu w swoim podejściu do rasizmu, jest już mniej wyjątkowa. 

    Z drugiej strony jest łatwiej. Zamiast ukrytego rasizmu, mam do czynienia z otwartością. Wiem wreszcie, jakie moi znajomi mają poglądy i mogę się z niektórymi pożegnać – po prostu nie mam ochoty na nienawiść i strach w moich kręgach. Zatruwa mi to moje lekkie, pozytywne podejście do życia. Jakoś tak zajmuje niepotrzebnie – a powinnam się skupić na pracy, budowie nowego biznesu. Tubylcy jakoś nie radzą sobie z tą nową otwartością jeszcze. Są w szoku, że na Święta Prymas Canterbury decyduje się wspominać londyńskie ataki terrorystyczne. A dla mnie mieszanie religii z polityką jest normą w dzieciństwa, więc potrafię o tym łatwiej rozmawiać. Polityka, religia, klasa, pochodzenie i inne głupie wymówki szerzenia nienawiści… no to przecież jest bardzo proste: boimy się. Boimy się innego, cudzego, tego jakoś tak niepasującego do naszych wymagań. A jak się boimy to nasi “liderzy” mogą nas “uratować”, bronić zamiast budować. 


    A przecież budować jest łatwiej niż straszyć i bronić. Lżej jest. No ale też dla polityków niezręczniej. Uczymy się więc żyć w niepewności – zaczyna ona być normą. Nasiąkamy niespodziewanymi wydarzeniami i jakoś tak łatwiej i pewniej się czujemy w tych nowych realiach. Strach nigdy na nas nie działał, więc wracamy do radości nowego, ciepłego zrozumienia i wsparcia. W naszej ulicy, mieście, kraju i na kontynencie. Jest OK i będzie OK. 

    Ja mam ten strach po prostu w dupie. Nie potrzebuję odgórnie narzuconych stereotypowych tradycji. Zamiast obiadu świątecznego pojechaliśmy z mężem na spacer nad morze. Nasiąknęliśmy słońcem i planami na podróże, budowę nowego domu. Może tutaj, może nie, ale po naszemu. Niekoniecznie po angielsku, włosku, mołdawsku czy polsku. Po prostu po naszemu. Bez względu na kategorie. Spokojnie. Pewnie. Lekko. 

  • POLSKI

    Duszno

    Zaczyna mi się robić na sercu znów ciężko. Za każdym razem jak mamy poważne momenty historyczne w tym naszym Niezbyt-Zjednoczonym, atmosfera robi się ciężka a ja staję się, czuję się nagle wizerunkiem problemów.

    Wyjechałam z dwóch rasistowskich krajów aby dziecku dać lepszy, cieplejszy start, ale jakoś mnie tutaj ten rasizm dogania.

    Dzisiaj oddychać trudno. Mam tylko cichą nadzieję, że młodzi i starszy zaczynają rozumieć, że polityka jest sprawą nas wszystkich. 

    No ale jest duszno. 

    Photo by Steve Harvey on Unsplash

  • POLSKI

    Lekka

    Czuję się lekka, bardzo zmęczona i smutna. Tak wiele mam obecnie do zrobienia, ale po ciężkim roku po prostu nie mam na nic siły. A poza tym brakuje mi bardzo działki i słońca…Od ponad miesiąca pogoda była tak paskudna, że w ogóle nie miałam ochoty na spacery i na przyrodę. Jest zimno, mokro i raczej nieprzyjemnie.

    I nie chodzi mi tu tylko o pogodę. Kraj jest przygnębiony polityką rasizmu, a ja jakoś nie potrafię się odnaleźć. W pracy, na szczęście, mam do czynienia z bardzo ciepłymi i tolerancyjnymi ludźmi. Ale też w tej samej pracy słucham historii ludzi, którzy nie mają nic i bardzo zależą na pomocy kraju.

    Słucham Polaków i Brytyjczyków w autobusie. Ci, co nim jadą, są z zasady w pewnej klasie i nie mają problemów z zapomogami, dostępem do lekarstw, obaw o mieszkanie. Więc jakoś tak lekko wypowiadają się o tym, co się dzisiaj dzieje w kraju – a co w sumie działo się od ponad dekady…

    Gubię się pomiędzy nawróconymi rodakami (wielu wreszcie pozbyło się rodzimego rasizmu) a Brytyjczykami, którzy to w Brystolu ostro walczą z rasizmem. Brystol jest ciepły, ale kraj się robi mroźny.

    Jest mi więc lekko i smutno. Łapię się na tym, że jak już ogłosiłam nową firmę i mogę odetchnąć, chowam się w domu. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Wygrzewam się. Zastanawiam się nad prawdami, których uczę się od ludzi, którzy nie mają nic.

    Jestem smutna i lekka.

  • POLSKI

    Wyskoczyłam

    Wyskoczyłam z samolotu i jakoś mi się udało te pionowe trzy kilometry przeżyć. A bałam się bardzo, ponieważ ten rok był dla mnie bardzo trudny. Nie do końca byłam przekonana, czy skakanie z samolotów to akurat dobra metoda na odpoczynek po takim roku.

    W pierwszym roku w Brystolu leczyłam się z samotności lat poprzednich, ale w tym roku to już zabrałam się: za nową pracę, za nową szkołę, za nowy dom i nową rodzinę (rodzice odeszli). Rodzice odeszli, ale straciłam też kilka ważnych mi w życiu osób i została głęboka pustka. Dlatego też bałam się bardzo tego skoku w jeszcze jedną pustkę…

    Okazało się jednak, że w sumie skakaliśmy grupą – nie byłam w pustce i zdecydowanie nie byłam sama. Bardzo dobrze się mną znajomi i instruktorzy zaopiekowali. Trzydzieści osób wsparło mój projekt finansowo, więc za ich pieniądzę pomożemy teraz wielu młodym osobom w naszek okolicy. Czyli warto było.

    Trudno jednak tak z dnia na dzień odpocząć po takiej przygodzie, co też jest raczej metaforą całego roku. Miałam tak ekstremalne sytuacje w tym roku, że trochę boję się kolejnego. A z drugiej strony to, co kiedyś było ekstremalne teraz jest moją pracą – w poradnictwie psychologicznym wszystko jest poważne, głebokie i bardzo czasami testujące.

    Ale mam nową perspektywę na życie. Centrum grawitacji się zmieniło i nauczyłam się wielu innych perspektyw od moich znajomych z zawodu ale i od klientów. Życie jest bardzo zaskakujące i łączy nas więcej niż dzieli.

    Jest więc OK. Odpoczywam po tym roku. Spisuję mentalne notatki. Pobolewam, ale też i bardziej się rozkręcam. Od września przyjmuję własnych klientów, więc życie znów się zmieni. Od listopada zmienić się może cały kraj. Ale nic nie jest stałą. Każdy krok może okazać się skokiem. Cieszę się więc bardzo, że nie czuję się już osamotniona.

    Dziękuję za wsparcie!

  • POLSKI

    Wakacje

    Jesteśmy w domu od kilku dni a ja nadal nie mogę wrócić do siebie po wakacjach. Już dawno nie byłam na tak intensywnym wypoczynku i po prostu nie mogę się pozbierać. Z jednej strony świetnie się bawiłam w Mołdawii i wiele się dowiedziałam o tym kraju i o dzieciństwie mojego męża. Z drugiej strony jestem niewyspana i bardzo obolała od bezustannego chodzenia w 34 stopniach ale też zupełnie wyłączona z normalnego trybu życia – mam trudności z powrotem do realiów.

    Zastanawiam się ostatnio bardzo nad teorią wakacji. Tutaj w Anglii wyjazd na tydzień czy dwa jest w pewnych okresach roku wręcz obowiązkowy – wszyscy jadą, kompletnie zapominają o pracy i wracają opaleni do przepełnionych skrzynek elektronicznych. Ja nigdy tak do wakacji nie podchodziłam. Po pierwsze zawsze spędzałam je aktywnie. Po drugie jako właścicielka własnej firmy nie mogłam sobie już od wielu lat pozwolić na niesprawdzanie wiadomości. Więc ten wyjazd trochę zwalił mnie z nóg i ciężko mi wrócić do pracy. Nadal nie wysypiam się, męczę się szybko i bardzo powoli myślę – robię literówki! Trzy poranne kawy nie pomagają.

    Kto wymyślił takie podejście do wypoczynku? Dlaczego jako społeczeństwo wybieramy się na dwa tygodnie i wracamy do “ciężkich” realiów zamiast nauczyć się odpoczywać codziennie a może nawet nie przemęczać się? Ja rozumiem, że wszyscy mamy wiele obowiązków. Nie ukrywam, dla kobiet prowadzących dom, wychowujących dzieci i pracujących (dla innych albo i dla siebie) taka mieszanka obowiązków nie pozwala na czas wolny. Ale w moim wypadku, ponieważ w pewnym momencie się wypaliłam, lżejsze i spokojniejsze podejscie do życia tu i teraz okazało się zbawieniem.

    Ja odpoczywam każdego poranka jak popijam poranną kawę. Nauczyłam chłopców, że koniecznie muszę mieć pół godziny dla siebie. Nauczyłam samą siebie wcześniej stawać – bo okazuję się, że osoby poranne i wieczorne to bzdura. Poranne wstawanie jest kwestią motywacji i dobrego nawyku. Zorganizowanie zadań i domu też dużo pomaga, bo każdy wie, co ma zrobić i zdaje sobie sprawę, że jak nie wykona swoich obowiązków to druga osoba traci na własnym wolnym czasie.

    W pracy zaplanowałam sobie dużo czasu na: odpoczynek, małe i drobne czynności – sprawdzanie maili, administracja, rozmowa z listonoszem, transport (aby się nigdzie nie spieszyć i nie denerwować w autobusie),  robienie kawy i rozmowę z współpracownikami (co też jest pracą!), na posiłki i na skupienie się na specyficznych zadaniach. Dobre planowanie wchodzi w krew i po pewnym czasie człowiek uczy się przemyślenia, wykonywania i ewaluowania tego co było zrobione. Bo jak ma się wszystko skończone przed wieczorem lub weekendem to nie ma stresu na ten okres wyznaczony do odpoczynku.

    W moim przypadku musiałam też się nauczyć, że jestem po części artystką. Mimo funkcjonalności rutyny, czasami mam ochotę robić wszystko trochę inaczej, więc mam w tygodniu i w dniach kilka możliwości na wolność: gapienie się w okno autobusu (zamiast czytania nowej książki na wykłady), wyskoczenie na działkę po długim okresie intensywnej pracy (zamiast zabierania się za statystyki czy finanse), spacer i zabawa z psem zamiast poważnej rozmowy z synem. Po prostu wybieram sobie własne zmiany, bo wiem, że reszta tygodnia i tak mi wyjdzie.

    Wakacje są więc dla mnie przeważnie tylko kontynuacją takiego właśnie podejścia do życia. Jak podstawy są dobrze wybrane i zaplanowane i nie zabieramy się za coś, co z góry z założenia jest cholernie stresujące, to wiemy, że będzie to zrobione. Jeżeli znamy siebie dobrze, to wiemy też jaki jest nasz styl i pracy, i odpoczynku. Jeśli mamy nawyk odpoczynku codziennie i takiego dziennego, tygodniowego, sezonowego sprawdzania co było zrobione i co trzeba zrobić – to nic nie będzie nas stresować. Poza niespodziankami losu, albo bardzo nieprzyjemnymi ludźmi, czego nie da się ani zaplanować, ani uniknąć.

    Jeżeli wreszcie zrozumiemy, że praca to nie tylko kopanie rowów i budowanie domów (co jest trudne, nie przeczę), ale też i rozmowy z ludźmi, planowanie i organizacja, czekanie, myślenie i nauka, i wiele innych aspektów życiowych to w sumie wakacje nie będą nam chyba potrzebne?

    No bo kto potrzebuję powrotu to długiej listy nowych obowiązków po tygodniu leżenia na plaży? Kto czuje się w taki poniedziałek wypoczęty?

     

    Photo by Christopher Rusev on Unsplash

  • POLSKI

    Terapia

    Po kilku latach studiowania terapii wybrałam się wreszcie i na swoją. Jako terapeuta w UK w sumie powinnam mieć własne wsparcie a z racji ostatnich wialdomości z domu (lekka depresja i wiele smutku), postanowiłam zacząć leczenie własnej duszy teraz. Da mi to 18 miesięcy terapii zanim rozpocznę niezależną pracę jako terapeuta (celuję na rozpoczęcie jej w moje 42-gie urodziny, w styczniu 2020).

    Pierwsze wrażenia:

    • fajnie nie mieć poczucia czasu – po prostu nie martwić się jego upływem
    • fajnie porozmawiać o problemach z osobą, której nie znamy na codzień – nie trzeba się z niczego tłumaczyć a myśli płyną swobodniej
    • fajnie słyszeć reakcje osoby znającej się na problemach przemocy w rodzinie – nie jest się ze swoim dziecińswem jakoś tak sam na sam
    • fajnie po prostu pozwolić sobie na odrobinę wspomnień – tych trudnych, ale też i tych dobrych

    Przypomniałam sobie wieczory pod gwiazdami i kupiłam sobie wreszcie teleskop. Mam nowe hobby! I pamiętam te długie noce w dzieciństwie, kiedy marzyłam o spokojnym domu. Otwieram oczy i mam właśnie takowy: spokojny, bezpieczny, ciepły dom.

    Zaczęłam się wreszcie wysypiać, choć prierwsze trzy tygodnie były trudne. Mam mocne, emocjonalne sny ponieważ podświadomość teraz bardzo pracuje i układa sobie wszystko na nowo: oczami tej dorosłej już osoby.

    W sumie bardzo się cieszę, że znalazłam panią, która zadaje mi ciepłe, ale też rzeczowe pytania. Daje mi dużo do myślenia ale też jakoś dodaje otuchy.

    Bardzo jestem ciekawa, jak będę się z nią odnajdywać na kilka miesięcy, tymczasem jedziemy na wakacje, więc mogę odpocząć od myślenia;)

     

    Photo by Greg Rakozy on Unsplash

  • POLSKI

    Nowe studia

    Dostałam się na wymarzone studia, zaplanowany kierunek, do wypatrzonej nauczycielki i grupy. Ponieważ planuję prowadzić terapię w zakresie technologii i zauważyłam już, że technologia wywołuje ostre emocje, muszę być dobrze wytrenowanym terapeutą. Wolontariat w kilku organizacjach nie wystarczy. Więc od września wracam do pana Freuda i jego kolegów tutaj w Brystolu. Nie mogę się już doczekać, ale też ciesze się, że mam miesiąc na prawdziwy wypoczynek – luz w pracy, podróże do rodziny, ciepły, słoneczny Brystol w międzyczasie.

    Cała ta sprawa ze studiami jest bardzo ciekawa. Na rozmowie nie miałam za dużo do powiedzenia bo sama profesorka powiedziała, że wysłalam wszystko, czego potrzebowała na piśmie. Więc musiałam poszuskać bardziej osobistych powodów i przypomniałam sobie coś ciekawego. Jak byłam małą dziewczynką bardzo chciałam zostać psycho-terapeutą. Bardzo. Marzyłam o takiej osobistej pomocy dla ludzi, którzy nie radzą sobie z życiem. Lecz nie miałam odwagi iść na psychologie z realnego powodu: matka (z całym bagażem własnego narcysyzmu i emocjonalnej przemocy) jakoś przekonała mnie, że nie jestem dostatnie mądra aby iść na takie poważne studia. A co za tym idzie nawet o nich nie myślałam po maturze! Szłam w jej szlaki, bo sama nie spełniła się jako lingwista, to i dziecko wysłała w tym samym kierunku.

    Po latach własnych prób i błędów, nauki i niezaliczonych egzaminów, trzech kierunków i raczej podstawowego licenjatu nauczycielskiego jestem gotowa zabrać się za to “poważne” nauczanie. Choć prawdę mówiąc to bzdura. Uczyłam się psychologii w trzech językach już jako nastolatka, więc totalnie jestem na to przygotowana. Zawsze, już jako dziecko, miałam dobrze wykształcony talent empatyczny. Od małęgo udzielałam się, organizowałam, prowadziłma ludzi przez ich problemy bez żadnych obaw.

    Więc w tym roku zaczynam studia całkowicie wyluzowana. Więm, że życie było jakie było i mogło być inaczej, ale może właśnie potrzebowałam tych wszystkich doświadczeń, aby teraz, w tym roku, zrozumieć głębi pomocy terapeutycznej. W moim nowym zawodzie będę mardzo młoda. Będę uczyła się wielu nowych rzeczy, które pomogą mi bardzo – już w ostatnim roku zmieniłam się drastycznie i poważne decyzje dotycząse ludzi i związków podejmuję w sekundę. Więc mam nadzieję, że po tych studiach będę jeszcze lepsza. Pozbyłam się dumy a pewności siebie już mnie nie brakuje. To dobrzy start!

     

    Photo by Max Langelott on Unsplash