• POLSKI

    Utknęłam

     

    Miałam cztery dni urlopu, co z weekendem oznacza sześć. I dupa. Nic z tego nie wyszło. W poniedziałek kończenie drobiazgów w mieszkaniu, we wtorek załatwianie dziecku zniszczonych okularów i inne drobne sprawy – a to one właśnie mnie ostanio cholernie rozpraszają, przygnębiają. Takie to wszystko cholernie praktyczne. A w środę odżyła praca, o… No ale w międzyczasie zadzwoniłam do koleżanki z Budapesztu i wprosiłam się do niej (wiedząc, że jest osobą, do której wprosić się można) na kilka dni w listopadzie. Nie mogę się już doczekać. Odetchnąć, wrócić do kraju emocji i przerysowanych wartości, wręcz płytkiego życia, jakby z książki Kundery. Po Pradze Budapeszt będzie kolejnym oddechem w biegu jaki sobie wybrałam tu na wyspach. Czasami jednak udaje mi się wyrwać i już czuję się lepiej. Pojechaliśmu z chłopcami do kilku ciekawych miejsc, nacieszyliśmy się ciepłą, złotą jesienią (tak, jest tutaj złota jesień!). A teraz, po powrocie do komputera i walki z BT, Vodafone, T-mobile i innymi potworami uciekam do obrazów i wspomnień z kilku miłych momentów ostatnich dni. Zastanawiam się, co zrobić z całym moim blogowaniem, bo życie zmienia je w pracę i właściwie niewiele mi tego osobistego i praywatnego zostaje – tylko chyba tutaj i poza siecią. Będę zmieniać sylwiapresley.com, choć nie wiem jeszcze kiedy i jak. Tym razem drastycznie. Drastyczne zmiany kosztują dużo czasu, więc przydałoby się jeszcze kilka wolnych dni….

  • POLSKI

    Dusza domu

    Wczorajszy poranek spędziłam na sprzątaniu w domu, do którego się przenosimy za tydzień. Stoi przed nami ogromne zadanie odbudowania harmonii w domu, w którym ściany oddychają traumatycznymi emocjami… Szkolę się więc w feng shui mając nadzieję, że jak już pokonałam swoje największe demony, przynajmniej te stare, to pokonam też smutne wspomnienia tego domu.  Zobaczymy. Wprowadzamy się za tydzień.

  • POLSKI

    Antykwariaty…nasze małe skarby

     

    Wantage to ciekawe miasteczko. Takie malutkie a tak pełne ciekawych zakamarków. Moim ulubionym miejscem jest antykwariat zawsze przelewający się tomami, tomikami…Dziś wybrałam się tam po prostu w poszukiwaniu normalności, samej siebie. Byłam tak zagubiona w pracy, nie mogłam (wyjątkowo) wyjść z laptopem do ogrodu, dusiłam się więc w mieszkaniu. 
    I wytrzymałam tak do trzeciej, kiedy to postanowiłam, że ucieknę na pół godzinki do antykwariatu. Nie byłam tam już od…chyba kilku miesięcy. Antykwariat jest w rynku, schowany za starym budynkiem poczty, dziś śmiesznie wystającym kawałkiem lokalnej architektury – jest więc raczej niewidoczny. Może to i dobrze, bo lubię jak jest w nim tylko kilka osób. A zawsze ktoś tam jest. Właściciele antykwariatu lubią jeździć na przetargi i kupować nowe tomy, choć nie mają już miejsca. Półki pełne są klasyki, albumów, poradników, wydań FOLIO, książek dla dzieci, przewodników i literatury powszechnej. Dosłownie WSZYSTKIEGO. A na deser można też znaleźć kilka ciekawych dekoracji domu porozrzucanych na stole…
    To tu właśnie zdobyłam mojego pierwszego oryginalnego Szekspira, “Wichrowe Wzgórza”, ale też Coelho, Rotha, Whartona, Duras, Pamuka i wielu innych. Za kilka funciaków, w ogromną historią…
    Dziś kupiłam dziecku stary elementarz w słodkich dekoracjach, misiowe rymowanki i czarującą opowieść i magicznym domku – trzy za funciaka. Uwielbiam książki dla dzieci tak drukowane, jak myśmy je w dzieciństwie czytali – śliczne i słodkie po prostu. Dawid z ekscytacją studiował rysunki gdy mu ją wieczorem czytałam. 
    Sama miałam już w ręcę ciekawą powieść gdy zobaczyłam ciekawe wydanie jednej z pierwszych powieści w historii literatury – “The Tale of Genjii” wydaną w Tokyo. Może nie tyle miejsce, co sposób wydania mnie zauroczył. I wydałam całe 7,50 funta! 😉 Na deser dodałam dwie śmieszne książeczki jakimi zapewne posługiwały się damy wiktoriańskiej Anglii – “The Really Useful Home Book” (mogłabym po prostu cytować stronami!) oraz bardzo kolorowy notatnik dla przyjaciółki, która ma własny ogród i może w nim zapisywać plany na każdą porę roku. 
    Ech, takie babskie, a tak mnie to ucieszyło. Lubię ten antykwariat a im częściej mam do czynienia z literaturą na ekranie, z tym większym zaparciem wracam do antykwariatów i bibliotek!

     

     

     

     

  • POLSKI

    Praga, Praga i po Pradze

     

    Jestem strasznie przygnębiona. Nie chciałam wracać. Miałam na Pragę w sumie tylko kilka godzin wczoraj wieczorem, a jest to przecież prześliczne miasto. Udało nam się znaleźć pokój na starówce, więc mieliśmy dla siebie wieczór. Wystawa Muchy po prostu mnie zszokowała pięknem i intensywnością. Pracowni Sudka nie zobaczyłam a wystawa Saudka była zamknięta, jednak zaraz za mostem Karola jakoś zabłąkaliśmy się do kafejki, w której na ścianach wisiały oryginały Saudka! Ech, jakbym miała kilka tysięcy, to jeden już byłby mój! 😉 Spotkaliśmy kolegę z Global Voices (rozmowa z dziennikarzem z Iranu o zamieszkach w Londynie to ciekawa historia…), poszliśmy z koleżanką z Pragi do klubu studenckiego. Sami znaleźliśmy bar “lokal”, nowoczesną knajpę zrobioną na styl pijalni sprzed zmiany systemu. Znaleźliśmy klub jazzowy, choć typowo długi wieczór w jednym meijscu niestety nie była nam dany. Obok niego udało się nam na szczęście załapać na jazz w kafejce.
    A więc było piwo, dużo dobrego piwa (w ogóle nie boli mnie głowa!), jedzenia (ser brie zapiekany z warzywami, szynka, a nawet węgieski langos!), dużo sztuki w najlepszej formie. Były uliczki z odrestaurowanym oświetleniem gazowym. Było mało turystów. Było dużo spokoju. A rano w Londku deszcz na lotnisku. Normalnie nie chciałam tu wracać!

     

  • POLSKI

    Jabłka

     

    Jabłko wydaje mi się magicznym owocem! Jest w bajkach, jest w historii, w sztuce a tak w życiu codziennym to chyba go nie doceniamy…dziś w drodze ze szkoły (zawsze jak to piszę, to odnoszę wrażenie, że to ja do niej chodzę) znalazłam przed domem gałęzie ozdobnej jabłoni i jakoś mnie to zdumiało. Właścicielka naszego domu układa przepiękne bukiety i zapewne przygotowała te zielone jabłuszka do kolejnego…ale jakoś zaskoczył mnie ich rozmiar i gęstość. Ciekawe, do wielu rzeczy się przyzwyczajamy i wiele zakładamy, a w sumie nieczęsto mylimy się. U nas znów niebawem przeprowadzka i sama nie wiem, jak się z tym czuję. Lekko podekscytowana: czasem zamykam oczy i marzę o porannej kawie na patio przed domem. Czasem martwię się: brakować mi będzie przestrzeni naszego obecnego salonu. A kiedy indziej zupełnie się dystansuję, bo to w końcu kolejny przystanek.  Zawsze szybko wiję sobie gniazka i pojęcie “własnego domu” jest mi raczej obce, choć ostatnio marzenie o własnym zakątku zakiełkowało. Chcę kupić barkę i przenosić to swoje gniazdko tam, gdzie jest słońce i duże czerwone jabłka!
  • POLSKI

    Uspokojona

     

    Uspokoiłam się, gdyż wyszło słońce… Znalazłam na chodniku liść. Porozmawiałam z kilkoma bliskimi osobami. I choć przyjaciółkę miałam “tylko” na komunikatorze, zrobiło mi się lżej na sercu. To niesamowite, jak realia czasami potrafią nas przytłaczać i jak subiektywne jest życie. Wczoraj czułam się beznadziejnie, byłam nikim. Dziś spotkałam się ze znajomym, który przez ostatnich kilka tygodni był nikim ale zaczyna wracać do siebie. Nie wiem, które z nas doprawdy jest w gorszym czy lepszym stanie…ale czuję się znów człowiekiem.  Wiem, że jest jesień i słońce… Za tydzień lecimy do Pragi, a za dwa przeprowadzamy się. Potem jedziemy do Swindon na wystawę lego (chcę się napić kawy w kawiarni zrobionej z klocków – ot, mały dzieciak ze mnie). A tydzień później może uda nam się pojechać na wykład Anne Rice – autorki, której książki uczyniły mnie artystką, tak troszkę…Cieszę się, że świeci…
  • POLSKI

    Prawie na mecie…

     

    Praca. Co myślicie o swojej pracy? Zaczynam się zastanawiać, czy to jest takie polskie, że marudzimy na jej temat? Ja jakoś podświadomie cały czas szukam powodu aby nie lubić mojego stylu pracy – a przecież do jasnej cholery wywalczyłam sobie taką, o jakieś osoba z moim cv i zainteresowaniami może sobie tylko zamarzyć!
    W zeszłym tygodniu praca poniosła mnie po raz kolejny do Genewy (miałam śliczne kwiaty w oknie hotelowym – fotka powyżej), gdzie mam super klientkę (to bardzo ważne!) a przede wszystkim przyjaciółkę jeszcze z Budapesztu. Gosia przespacerowała się ze mną po starówce, co w Genewie jest doprawdy luksusem, gdyż całe miasto przebudowane pod EU, banki i inne ogromne instytucje jest raczej nieustannie rozkopanym zbiorowiskiem betony, szkła i metalu. A jednak odnalazłyśmy miejsca przypominające nam romantyczny Budapeszt. Zadzwoniłyśmy do koleżanki z Francji, która jest teraz w trudnej sytuacji, pociaszyłyśmy ją i jakoś tak ten czas minął bardzo miło.
    Brakuje mi takich chwil w domu. Trudno uwierzyć ale ponieważ pracuję z domu a praca polega na nieustannych rozmowach na sieci, to po prostu grozi moim normalnym chwilom. Nie mam czasu na znajomych, nie mam okazji spotkania się z koleżankami a wyjazd do przyjaciółki to luksus.
    A powinno chyba być odwrotnie, nie?
    W ogóle jakoś wszystko mnie denerwuje. Im bardziej sie dystansuję od komercjalnej strony naszego życia, tym bardziej razi mnie stan, w jakim obecnie żyjemy. Nie zbieramy kwiatów, gdyż są pod ochroną. Nie pozwalamy dzieciom biegać nago w fotannie, bo ktoś może je “przytulić”, “oglądać”. Nie rozpoznajemy się na ulicy, chyba że pod domem lub szkołą. Nie zapraszamy się do domów.
    Przepraszam, mam dziś dołek, bo jestem chora i jest podła pogoda – taki ciemny jesienny dzień – a ja jeszcze nie mogę się pogodzić z faktem, iż  w Sainsbury’m wystawiono na półkę bożonarodzeniowe słodycze! Takie drobiazgi totalnie mnie wyprowadzają z równowagi! I co ja mam powiedzieć dziecku? Martwi mnie to, bo cały czar Świąt zanika, ginie tradycja – jedna z niewielu jakie mamy w tym kraju. Przeciez Święta możnaby obchodzić tak jak ślub księcia! Przecież nasze dzieci już teraz mają problemy z kompasem wartości!
    Postanowiłam, że nie będę wchodzić do sklepów spożywczych, ani też innych łancuchów. Na szczęście mam w Wantage sklepy charity, sklep indyjski i kilka czarujących miejsc, o których powinnam tu napisać. A zakupy robię od dziś na sieci i na rynku. Muszę ochronić życie mojej rodziny oraz własne zdrowe podejście do życia, choć trochę nadal czuję się bezradna….
    Mam ochotę zamknąć się w domu i nigdzie nie wychodzić!
  • POLSKI

    Jesień!

     

    Magdy blog jest śliczny, taki domowy i osobisty! Brakuje mi już takich blogów, choć bardzo lubie co piszą Polki w Anglii. Muszę tu dodać kilka linków, poczytać jak już będę miała czas… A obecnie uciekam przed podłym nastrojem i chowam się…w liściach. Mam czas w drodze do i ze szkoły… Od malutkiej dziewczynki zawsze kochałam las, zapach ziemi, kwiaty, a jesień była moją ulubioną porą roku. Teraz wracam do tej małej dziewczynki i cieszę się wraz z synem z każdego małego skarbu znalezionego na drodze – liść, owoc głogu, kasztan, kwaśne jabłko…jak mali odkrywcy zosimy to wszystko do domu. Jest mokre, więc suszymy i odstawiamy do koszyka. Dziś Dawid powiedział, że kocha wiatr! Lubie, jak tak mówi.  Dziś po szkole idziemy do parku, bo nasz kasztan w ogrodzie chory i nie ma wielu owoców! Będziemy robić figurki z zapałek i skarbów przyrody. I mam gdzieś jak mi jakaś laska powie, że zabawa z zapałkami jest niebezpieczna. Mam to po prostu w d…:) Cieszę się, że jest jesień. Zapach mokrej ziemi mnie uspakaja…Choć chciałabym prosić o odrobinkę słońca na zabicie moich podłych nastrojów.
  • DIGITAL

    Geneva

    My last trip to Geneva was a mixture of good and bad news, but generally speaking I really enjoyed all the insights during the official part (social media workshop I was hosting there) and small gossip with an old friend, discovering old town of Geneva and having adventures with my silly hotel (don’t ask!). I cannot believe it has been 10 days since I posted last time, but the time I am spending off-line is really effective. The observations I am making make me see in great detail all the signs and treasures of my current life. My son starts school on Tuesday, tomorrow really and I cannot believe that the summer is almost over. Soon, in about a month we will be moving closed to the garden and I will have a new team member at work. This fall brings quite a few changes in our lives and I have a feeling it is all for good! It feels pretty good. Have a good week, all!

  • POLSKI

    W szoku…

     

    Nadal jestem jeszcze w szoku po wczorajszej wiadomości, iż chłopak mojej przyjaciółki miał poważny wypadek na motorze i leży w szpitalu. A ona czeka na wiadomości w domu, z dzieckiem…Od powrotu z Włoch udało mi się zachować spokój i harmonię, nawet z trzema osobami w domu podczas moich godzin pracy…ale teraz jestem poważnie zaniepokojona. W piątek wracam z Genewy i jadę ją odwiedzić.
    Ten kwiat to tak dla niej. x